Ostatnimi czasy z gRavelem ukończyliśmy gry serii „Uncharted” i nie mogę wyjść z podziwu nad tym ile głupot ona zawiera.
Zdaję sobie sprawę z tego, że pewne nieścisłości są w przygodówkach dopuszczalne – stanowią one niejako ich kwintesencję. Wiele głupot doświadczanych jest również wspólne dla wszystkich gier tego typu, ale ponarzekać zawsze warto.
Socjopata
Grę można zasadniczo streścić do:
rozwiązujemy zagadki, wspinamy się, mordujemy tłumy przeciwników, romansujemy, rozwiązujemy zagadki, ….
Tak naprawdę, to i w innych produkcjach niewiele odbiega się od tego szablonu, ale tutaj Drake w ogóle nie zwraca uwagi na całe to mordowanie.
Setki, tysiące ubitych przeciwników, a ten nawet o tym nie wspomni. To już nawet nie jest psychopata. To socjopata w najczystszej postaci.
Pod koniec drugiej części nawet któryś z bossów wspomina o tej tendencji, ale nasz „bohater” zlewa tę wypowiedź. Jego racja jest „najjegsza” (skoro moja jest „najmojasza”, to jego…).
Oczywiście i Lara Croft cierpi na podobną przypadłość, ale: w poprzednich częściach ubijała głównie zwierzątka, a w najnowszej przez chwile płacze nad sarenką – zawsze coś.
To pijak jest i złodziej
Zarzut poruszony w trzeciej części: nic nie różni Drake’a od rzesz przeciwników.
Nie dość, że morduje on lewo i prawo, ale do tego pałęta się po grobowcach i je okrada – niszcząc przy okazji mnóstwo zabytków historycznych. A po co to?
Drake kradnie w młodości pierścień postaci historycznej, wmawia sobie, że była ona jego przodkiem i ku czci dla jej imienia dąży do rozwiązania wielu zagadek.
Czci imienia?! Francis Drake był piratem, mordercą i złodziejem. Ładna to cześć.
Piraci są modni i taka motywacja jest wybaczalna, ale zupełnie inaczej odbierany byłby tytuł o podobnej motywacji / historii, ale ze zmienionymi imionami:
Hans biega po świecie by uczcić dziadka – słynnego bohatera Wehrmachtu. Poszukuje legendarnego czołgu ze złotymi zębami żydów.
Taki wątek spotkałby się ze sporą krytyką na skalę światową, ale po zmianie Hansa na Francisa i zębów na skarby starożytnych – wszystko jest OK.
Przekomplikowanie zabiło Starożytnych
Albercik powiedział:
Wszystko powinno zostać uproszczone tak bardzo, jak to tylko możliwe, ale nie bardziej.
Gdy chcę coś schować, szukam prostego na to sposobu. Starożytni natomiast musieli znaleźć bardzo ciężko dostępne miejsce, zabezpieczyć dziesiątkami zagadek logicznych i obłożyć setkami pułapek. Wyobraźmy sobie, jak by wyglądało ich życie w dzisiejszych czasach, gdyby np. któryś zapragnął wypłacić pieniądze z bankomatu.
Bankomat nie mógłby znajdować się po prostu przy ulicy, bo biedaczysko by go nie odnalazło. Nie byłoby jednak problemu gdyby schować takie coś w podziemiach, za ogromnymi drzwiami zabezpieczonymi drewnianą wersja enigmy – pestka.
Po wspięciu się na wyżki i wielokrotnym upadku, znalazłem starożytny talerz. Zwykły talerz (bez fonii, wizji). To, niestety, uzmysłowiło mi, że szaleństwo przekomplikowania dotyczyło całych społeczności kultur antycznych. Zapewne nawet Pani Krysia (sprzątaczka) miotełkę do kurzu trzymała w wilczym dole.
Ale jak!?
Nie jest ważnym ile czasu spędzisz na „skrabywaniu się”. Nie ważne, ile zagadek rozwiążesz, ani czy zrobiłeś to po raz pierwszy od setek lat – ktoś zawsze jest przed Tobą.
Nigdy nie potrafię dojść do tego, w jaki k**wa sposób przeciwnicy w danych miejscach już po prostu są.
Albo magicznie przenikają przez wszystkie niedogodności terenu, albo niewidzialni depczą po piętach…
Przewidywalność
Gry nie muszą być nieprzewidywalne, ale nieustawiczne déjà vu jest tutaj problemem.
Nic się nie dzieje, a masz wspinać się gdziekolwiek lub przejść po moście?
Zarwie się na 100% – Drake to ciapa więc wpierdzieli się w sam środek.
Minąłeś połowę gry i pamiętasz zombie z poprzedniej części? Nowe potwory za chwilę się pojawią.
Aha, jak na standardowe przygody przystało: naziści, okultyzm, UFO – muszą być.
No i co z tymi „potworami” jest nie tak?
Nieumarlaki to kolesie po grzybkach, yeti to furries (tacy fetyszyści) po amfetaminie, a duchy to po prostu narkotyczne iluzje.
Tak a propos: owe omamy bardzo, ale to bardzo skojarzyły mi się z LSD i filmem „Ghost Rider” – czyżby głównym zamysłem całej trzeciej części były poszukiwania ogromnej „kuli kwasa”?
Ingrisz
O dziwo, tłumaczenie jest całkiem niezłe (szukanie Polaków w Jemenie wymiata), ale czym są owe kagańce, o których wszyscy gadają?
Zapalasz je**ny KAGANEK, a nie kaganiec!
P.S. Wiem, ze kaganiec to duży kaganek i tłumaczenie nie jest złe samo w sobie, ale dla mnie brzmi to po prostu głupio, chociaż tutaj ciekawiej to opisano.