Urlop to jedna z pięknięjszych rzeczy, w których można brać udział. Moje dni wolne zazwyczaj opiewają w wycieczkę do miasta rodzinnego.Już na samym wjeździe czuć ten klimat, klimat miasta, który wrzyna się w podświadomość – zakłady tłuszczowe (znane z produktów takich jak Olej Kujawski czy Smakowita ) oferują swój nieprzejednany zapach.
Z racji, iż jest to miasto, w którym się wychowałem, zewsząd słychać pozdrowienia (Cześć, Siema itp) oraz, jakże nieodłączne, oznaki niechęci (Ćpun!, Zetnij włosy! itp.). Mimo wszystko jest mi to obojętne albo nawet się przyzwyczaiłem i gdyby tego nie było to bym nie miał po co wracać.
Muszę jeszcze wspomnieć o swoistym języku, który poraża łamaniem zasad poprawnej polszczyzny i orografii jeśliby spisać wypowiedzi. Pojawiają się kwiatki typu spodziewejta, poszlim, nima, wczorej itd., których sam używam. Można by tak wyliczać cały dzień.
Aczkolwiek jest jedno miasto, które ma nieco inne podejście do człowieka – miasto B. Znane jako Tyfusowo, oferuje szereg niecodziennych konwersacji:
Osobnik: Masz może fajkę?
Ja: Nie mam.
O: A może chcesz kupić telefon? – wyciąga trzy sztuki – Trzy za dwie stówy.