Poszukując ostatnimi czasy dobrej (termin nieokreślony) klawki, tudzież myszy borykam się z głupotami z tym związanymi i… siwieję co niemiara. Sprzedawcy tego typu ekwipunku upadli już dawno na głowę.
Każdego dnia spędzam przed kompem długie godziny i nie jestem w tym odosobniony, jednak rozwolnienia dostaję na myśl o kupnie nowych akcesoriów. Chyba każdy sklep w dupsku ma kupujących geeków.
W JURO AGIEDE uzmysławiam sobie, że wszystkie klawiatury spotyka snopowiązałka i ich grube kartonowe pudełka musowo owija bzdurnym sznurkiem (takie białe i płaskie gówno). Twarde toto jak cholera i paluchami nie rozerwiesz. Jak tu cokolwiek sprawdzić? Czy oczekują, że każdy klient gania z knypem?
Albo taki Sziturn (nie tylko) ze sprzętem rozłożonym jak w muzeum: do podziwiania, bo zdjąć tego nie idzie (przyczepili gnoje). Ze zręcznością małpy trzeba się wygiąć i próbować „jak to leży w dłoni” – na regałach, hen, wysoko.
Czy aż takim problemem byłoby trzepnąć byle jakie biureczko z krzesłem do testowania?
Z chęcią bym ze spokojem usiadł i sprawdził, i może nawet kupił. Przy gimnastyce wysiadam i idę w piździec.