Korzystając z nadarzającej się ostatnio samotności postanowiłem przystrzyc trawnik. Rzecz niby nienadzwyczajna, ale dla mnie to pierwszyzna i emocji towarzyszyło temu co niemiara.
Często pojawiającymi się przy takiej okazji słowami są: lato, higiena, czy też pocenie się. W moim przypadku wszystko to nie ma znaczenia i głównym powodem była chyba nuda. Chociaż może to dziwaczne perwersje dały o sobie znać?
Wmawiałem też sobie, że tylko dąb Bartek w lesie wygląda okazale i do innych drzew nie przykłada się uwagi. Interesujące jest jednak drzewo na pustyni 😉
Zastanawiało mnie też w jaki sposób się do tego zabrać– nie lada wyzwanie samo przez się.
Nauczony przedwalentynkowymi przygotowaniami wiedziałem, że – przede wszystkim – teren należy uczynić podmokłym. Po dość długim leżakowaniu zabawę czas było rozpocząć. Niestety przyjemny czas kąpieli zakłócały wizje rodem z filmów grypserskich, a szczególnie zwroty typu:
„Wydra na rympał, potem sznyt i jesteś tłusty”
Ów „sznyt” to szczególnie zatrważające słowo. Pseudo-frojdowskie lęki potęgowały się.
Akcja!
Naciągnąć brezent, czy też napiąć słupek? Schować dzióbek, czy pobudzić tukana? Piony, poziomy, poziomy, czy piony? Jak się do tego zabrać?
Szybkie i stanowcze pociągnięcia bywają niebezpieczne. Powolne i delikatne – jakieś takie niemęskie.
Po pewnym czasie połowa zrobiona, lecz druga jest jeszcze trudniejsza. W kuckach, w rozkroku, siedząc, czy stojąc – wszelkie pozycje nie do przyjęcia. Potęgują też stres z tym związany. Jak bowiem osoba praworęczna może z precyzją dotykać te części, do których lewa dłoń ma dostęp lepszy?
A do tego ta pierdzielona wada wzroku!
Przycinasz, obmywasz dłonie z pianki, przecierasz zaparowane okulary, piankujesz, przycinasz i… znowu zaparowane. Zajoba można dostać! Zdarza się też zapomnieć o myciu i upierdzielić szkła mydłem. GRRRRRR!!!
Ocena
Świeżo przystrzyżony trawnik wygląda jak nowo narodzony. Niby toto śliczniutkie, ale lata pielęgnowania roślinności dawały ogólne wrażenie jakiejś tam dojrzałości. Teraz czuję się jakbym stracił starego przyjaciela. Pojawił się nowy znajomy, ale czy będzie on taki sam?
Dzień 1
Nazajutrz okazuje się, jak złym pomysłem było całe przedsięwzięcie. Wystarczy jedynie założyć dżinsy aby docenić wartość wyściółki. Wszak gdy but lekko obciera wypychamy go watą, by się w ten sposób ze wszystkim oswoić. W mojej sytuacji nie jest jednak tak łatwo i wszelkie niedogodności odzieży sprzysięgają się przeciwko mnie. Wszystko uwiera, wszystko obciera – aż z nienawiścią spoglądam na spodnie.
Czuję też, że wielki grzech uczyniłem. Co to za ornitolog, co pisklaki z gniazda wyjmuje i kładzie na zimnym betonie? Niegodziwość ludzka nie zna chyba granic.
Dni dalsze
Czasu trochę minęło, wszystko zaczyna odrastać i szlag już mnie trafia. Wiedziałem, jak bardzo mnie wkurzają chwile, gdy się nie przytnę na pysku, a tutaj jest gorzej po stokroć. Ach tęsknię już za lat siedemdziesiątych powrotem. Nie wyobrażam sobie tak częstych z tym sesji, jak to z mordą muszę robić. Za dużo stresu, za dużo nerwów, no i dłonie z każdym dniem coraz mniej pewne.
Zastanawiam się jednak, jaki znaczenie mają takie gry w sytuacjach międzyludzkich.
Słyszałem bowiem o przyjemnych zabawach na sianie, ale nikt jeszcze miło nie wspominał jazdy dupskiem po rżysku.