Ostatnimi czasy, zupełnie niezamierzenie znalazłem się w Starfaksie.
No i nie potrafię zrozumieć, jakim to cudem, ktokolwiek może przepadać za tą marką. Jak to coś mogło w ogóle zaistnieć?
Nie była to pierwsza wizyta w tego typu przybytku, ale na pewno gorsza od pierwszej – w Londku. Tam przynajmniej te pomyje dało się jakoś pić, ale w wawie? takiego badziewia to chyba nigdy w ustach nie miałem, bo żebym JA kawy nie wypił?
A może się po prostu nie znam?
Jedynym białym gadżetem, który miałem przy sobie był gRavel (też ma dziwaczne wtyczki i przejściówki, i baterię ciężko w nim wymienić), ale to się chyba nie liczy…