Ostatnimi czasy Marku wypożyczył nam pesczy. Pierwszą grą jaka poszła na ruszt jest Ciężki deszcz (Heavy Rain). Patrząc jak Ewelinka grał – zarówno styl grania jak i reakcje emocjonalne – oraz porównując to z moim typem rozgrywki nasuwa się jeden okrutny wniosek.
Otóż wszem i wobec ogłaszam, iż gry mające wywołać określone emocje , czy to empatia, czy współczucie itp. nie mają sensu w moim przypadku. Ciężko mi jest utożsamić się z bohaterem. W Ciężkim deszczu od razu zaczął mnie wkurzać szczeniak, który na szczęście dał się rozjechać. Niestety jego brat, który został porwany, bywa równie irytujący, choć jego jedynym plusem jest to, że został uprowadzony. Oczywiście gra obfituje w smaczki moralne typu <zdradzenie fabuły> odcinamy sobie palec, czołgamy się po szkle, wiercimy Doktora, który chciał nas ubić </zdradzenie fabuły> i zapewne jeszcze coś będzie tyle, że musimy do tego dojść. Zdaje mi się, że histeryczny napad radości po północy przy niespodziewanym użyciu wiertarki, czy też satysfakcja z losów latorośli nie była zamierzeniem twórców Ciężkiego deszczu.
Przypominając sobie oglądanie jak Ewelinka grał w Chodzące zwłoki (Walking Dead) też miałem nieokiełznaną satysfakcję z losu bohaterów – <zdradzenie fabuły> zjedli mu nogę, wbił mu nożyczki, sierp czy co tam było na farmie</zdradzenie fabuły>. Oczywiście zdarzyło mi się czuć rozgoryczenie, ale to głównie z powodu, że ktoś nie wykitował czy był idiotą i musieliśmy go ratować (Duck).
Ni cholery nie umiem się przywiązać do bohaterów i przeżywać wraz z nimi wszelakich perypetii, aczkolwiek wiem co to empatia, tylko jej nie stosuję.
Uprzedzając pytania i wątpliwości: to, że lubię flaki w grach i jak ktoś głupi ginie nie oznacza, że jestem mordercą czy gwałcicielem w realnym świecie – w grach i owszem. Uprzedzając kolejne domysły – nie oglądam debilnych filmów typu Widziałem (Saw) czy Finałowe miejsce przeznaczenia (Final destination).